wtorek, 6 grudnia 2016
biedny mikołaj...
MOJE-ATELJE
zapewne obserwowaliście kiedyś małe dziecko... może swoje,a może tak całkiem przypadkiem
patrzycie czasem z wielką uwagą na czyjeś dziecię albo na jakieś bliskie,w rodzinie...
nieważne czyje dziecko obserwujecie,bo jedno łączy je wszystkie i to przyznać musimy...
zawsze są szczere,nieskrępowane,wesołe,rozbrykane,SPONTANICZNE,rozkoszne,niewinne,
cudne,słodkie,kochane...
jak zazdrościmy czasem tym dzieciom właśnie tych cech,których często nam dorosłym brakuje.
kiedyś też byliśmy dziećmi i mieliśmy owe,wymienione wcześniej cudne cechy.
niektórzy zachowali je do dziś,
ale co stało się,że większość z nas ich już nie posiada...?
no właśnie,dobre pytanie.
ile czasu i energii dorośli wkładali w to,żeby w nas te cechy wyciszyć,stłumić,stępić i zabić?
żebyśmy byli tacy,jakimi oni chcieli nas widzieć...
"dzięki" pracy dorosłych nad nami szczerość zamienia się w to,co ludzie chcą usłyszeć,nieskrępowanie w skrępowanie,wesołość w pesymizm,rozbrykanie w bierność,spontaniczność w wielką kontrolę nad ciałem i zachowaniem,niewinność...w swoje poczucie winy nam ubierają... ci dorośli...
i tak jak kiedyś mały Tomek,Asia i Zosia byli dziećmi ze wszystkimi tymi pięknymi cechami,tak teraz są dorośli,ale nie potrafią się w życiu odnaleźć...
bo mama mówiła... cicho bądź,nie krzycz tak! nie biegaj,bo upadniesz! uważaj,bo się przewrócisz! uważaj na kota,koty drapią!
babcia na to... nie hałasuj! co ty za głupoty wygadujesz?! tak nie przystoi! stój grzecznie! nie zaczepiaj ludzi!
nie gap się! nie oglądaj się! piątek 13-stego to pech,pamiętaj!....
mogłabym tu jeszcze wymieniać sporo...
i tak powiela się masowe krzywdzenie całych pokoleń... i nie jest to karalne,bo lakonicznie zwie się to wychowaniem...
i tak ten Tomek i ta Asia i Zosia taszczą całe życie na plecach ten wielki wór świętego,biednego mikołaja z "prezentami",którymi wszyscy dookoła raczyli ich "obdarować"...
często dźwigają uczucia innych,nie swoje i często nie bardzo wiedzą co z sobą w życiu począć,jacy są,na co ich stać,dokąd iść...
też miałam swój wór i jeśli Ty masz swój,to dam Ci pewną radę,która mi pomogła.
weź ten wór po raz kolejny ze sobą i jeśli teraz pomyślisz,że ostatni raz go taszczysz,zrobi Ci się na duszy lżej.
stań na moście i wywal ten wór do rzeki. patrz jak odpływa,tak długo dopóki nie stracisz go z oczu...
bez względu na to jaką wymyślisz formę na pozbycie się ciężaru,który Ci "ofiarowano",to uwierz,że po dokonaniu mentalnego rozwodu z tym,czego już nie chcesz,doznasz wewnętrznego,leczącego oczyszczenia. jeśli zdasz sobie sprawę,że wszystko to,co Ci ciąży dostałeś od kogoś,kto sam nie umie uporać się ze swoimi lękami,kto sam źle o sobie myśli i nic ciekawego w życiu go nie spotyka,to może zrozumiesz jego ból i rozgoryczenie i będzie łatwiej zebrać Ci to wszystko do kupy i oddać tej osobie (osobom).
te uczucia nie należą do Ciebie...!
ból i strach,z którymi ludzie sobie nie radzą sprawia,że krzywdzą innych...
spakuj to wszystko,co dostałeś w list,w paczkę, w worek i mentalnie wyślij tym,od których pochodzą.
napisz list,a potem go spal. pożegnaj się ze wszystkim,co nie jest Twoje,a potem stań się znowu tym dzieckiem,które Ci odebrano,tą czystą kartką. i zapisuj ją mądrze.
to od Ciebie zależy jak bardzo i czym będzie Twoja własna,czysta kartka zapisana...
tak mi się dzisiaj zebrało na wywody... ;)
wszystkim Wam życzę udanych Mikołajek i mocy DOBRYCH prezentów:)))
zdjęcie KLIK
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
pisz śmiało...
dziękuję za każde słowo:)