wtorek, 24 lutego 2015

środa, 11 lutego 2015

Bob biadol...



zacznę ten post od cytatu: "jeśli w Twoim życiu nie dzieje się nic niewłaściwego,to znaczy,że w ogóle niewiele się w nim dzieje..."
Larry Winget

prawda boli,dlatego,że jest prawdą.
o jak prawdziwy i bolesny jest ten cytat,szczególnie dlatego,że odzwierciedla teraz moje życie w stu procentach. nic się u mnie nie dzieje i zaczynam mocno odczuwać to NIC.
nie dzieje się nic nie dlatego,że pogoda nie taka,pora roku też nie ta,a i sąsiedzi mogliby być lepsi,inne miejsce zamieszkania mogłoby poprawić sytuację,mąż też nie zawsze taki,jakiego sobie wyobrażałam...( no cóż,witamy w prawdziwym życiu;)
oj,nie dzieje się nic dlatego,że LENISTWO stało się moim drugim imieniem. tak,tak,dokładnie,nie robię nic,co mogłoby polepszyć moje życie. spoczęłam sobie na laurach,bo w pewnym momencie zaczęło mi się wydawać,że mam już wszystko,czego mi trzeba,a teraz widzę jak niewiele mam...a jak wiele jeszcze mogłabym (nie mam tu na myśli rzeczy materialnych)
wielki wstyd się przyznać,ale plasuje sobie niezłe miejsce wśród nieczytających książek Polaków.
tak jest,od kilku lat nie przeczytałam w całości żadnej mądrej książki... przestałam się rozwijać w jakiejkolwiek kwestii. zaczęłam się rozwijać tam,gdzie nie wymagało to ode mnie większego wysiłku.
straszne jest takie postępowanie,nie naśladujcie go,proszę!
schowałam się za swoim rękodziełem,żeby nie musieć robić nic innego i mam już efekty...nic niedziejstwo!
teraz wielkimi literami na kartkach mam napisane następujące słowa ( w celu oswajania się z nimi i ponowne wdrażanie do swojego życia) - WYSIŁEK -  CIĘŻKO  -  KONSEKWENCJA na razie tyle,potem reszta ;)
nie sporządzałam początkiem Nowego Roku listy postanowień,bo taka lista nigdy nie została spełniona.
początkiem tego roku,po przeczytaniu kilku mądrych książek! TAK! po przeczytaniu kilku mądrych książek!
wzięłam się do roboty.
1.zaczęłam znowu czytać,przypominając sobie ile wiedzy jest w moim zasięgu,wystarczy po nią sięgnąć.
2.zaczęłam ćwiczyć,ponieważ chce się dobrze czuć i dobrze wyglądać.
 tym samym rozruszałam swoje przywykłe do nic nie robienia ciało. jestem teraz bardziej energiczna,spójna,mam więcej siły,czuję się wybornie,lepiej mi się myśli,zaczynają mi się budować mięśnie:)
3.zaczęłam się zdrowo odżywiać.
stwierdziłam,że nie jestem przecież śmietnikiem,żeby wrzucać w siebie byle co,a żołądek jest naprawdę wrażliwym narządem,więc warto o niego zadbać i dawać mu do trawienia dobre,zdrowe,świeże,jak najmniej przetworzone jedzenie. dzięki temu czuję się lżejsza i mniej zmęczona,bo organizm nie musi angażować ogromu energii w trawienie,pozostawia ją do wykorzystania w inny sposób.
4.całkowicie zrezygnowałam ze słodyczy.
są sztuczne i tłuste,w ogóle nie są mi potrzebne,zastąpiłam je miodem i owocami. tym samym straciłam na wadze 4kg,co przy ćwiczeniach daje niezły efekt:)
5.dbam o codzienną dawkę ruchu na świeżym powietrzu.
nie ma lepszego lekarstwa na wiele bolączek niż tlen,dlatego się dotleniam,godzinny marsz załatwia sprawę,można dłużej.
6.zapisałam się na angielski.
kiedy 6 lat temu obiecywałam sobie,że w końcu zacznę mówić płynnie w tym języku,to właśnie na tych obiecankach się skończyło,dalej posługuję się angielskim jak dziecko z podstawówki,które uczy się od niedawna...ale wstyd! żeby być takim leniem...
dopiero kiedy się zawstydzisz,zaczniesz coś zmieniać...!
doszłam też do wniosku,że życie jest zbyt krótkie,żeby je zmarnotrawić na nic nie robieniu.
zaczynam je porządkować. są też marzenia i plany do wykonania. będę o tym informować w stosownym czasie:)

co do ćwiczeń. nienawidzę ćwiczyć!
dlatego wybrałam coś co lubię i jednak mogę to robić,bo inaczej skończyło by się na jednym jedynym razie.
mianowicie jest to mój prywatny aerobik z elementami tańca. tzn.po prostu się ruszam,skaczę,biegam,tańczę i dobrze się przy tym bawię.są też ćwiczenia,którymi wzmacniam niektóre partie ciała.
najlepiej robić to w ukryciu,żeby nikt z domowników nie widział,żebyśmy nie czuły się skrępowane:) może to być dowolna forma ruchu,jaką lubicie,myślę,że to da najlepszy efekt i dobrą zabawę,do tego ulubiona muzyka i fajny strój,tak żeby dobrze się czuć i nie zniechęcać się!
i tak po 20 min 4x w tygodniu. jest dobrze. piękno trzeba pielęgnować też od środka:))) warto!


źródło


piątek, 6 lutego 2015

co z naszą naturalnością...?



miał to być blog o tym,co robię,nie o tym,co myślę;)
jednak tyle rzeczy wokół mnie zatrważa,zastanawia,śmieszy,dziwi,wpędza w osłupienie i głębokie zamyślenie,że jednak chcę coś tu,od czasu do czasu,napisać.
chcę się podzielić moimi zupełnie subiektywnymi spostrzeżeniami na różne życiowe tematy.
to,co napisze możecie uznać za zupełnie niedorzeczne i może to być bardzo słuszne uznanie,gdyż ostatnio stwierdziłam,że mój światopogląd jest niesamowicie zawężony. ocenicie pewnie sami ;)
jednak mimo swych wielkich niedociągnięć będę pisać:)

zastanawiam się ostatnio co się dzieje z naszą ludzką,kobiecą naturalnością.
my kobiety,stworzenia piękne i błyskotliwe,którym wystarczy drobna kreska na oku,wkładamy się w zgubne i straszliwe ramy sztuczności.
po co te wszystkie dziwne stroje w stylu lateksowych spodni,kurtek,drapieżnych,mocnych i całkiem nieprzyzwoitych makijaży na co dzień.
osłabia mnie kicz złotych ozdobników dyndających przy torbach,butach,kurtkach,brzydkie okulary  z firmowym napisem. ( firmowe napisy kosztują krocie i nic nie dają...a może jednak coś dają...?)
wciskanie się w stringi;biustonosze pusz ap;szpilki;malowane,a raczej dosztukowane brwi kredką,cieniem,czy innym odstraszającym mazidłem...ciekawe co się dzieje,kiedy taką panią zaskoczy ulewa... włosy kręcone prostujemy,proste kręcimy,ubieramy ciuszki,w których chodzą wszyscy,żeby ola Boga! czasem się nie wyróżniać.
i wszystko tylko po to,by zmierzyć swoją atrakcyjność ilością spojrzeń na ulicy,w pracy,a potem wrócić do domu i odmuchiwać stopy w pęcherzach,i zmyć z siebie maskę bycia "real women".
a nazajutrz wstać o 5 rano,żeby powtórzyć cały rytuał,przykleić sobie sztuczny uśmiech przed wyjściem i zdążyć do pracy na 8...
a propos WYRÓŻNIAĆ - osobiście uwielbiam styl boho,kapelusze,torby z frędzlami,kowbojki,dzwony,jest to dla mnie synonimem swobody,wolności,lekkości,kobiecości i często tak się ubieram.
kiedyś pewna Pani,nie wytrzymując napięcia( bo przecież jak można być takim lekkoduchem,żeby mieć czelność wyglądać tak sobie po prostu inaczej,niż wszystkie pospinane w swych legginsach,stringach,pusz apach,mejk apach skutecznie blokujących naturalny uśmiech i innych" życio umilaczach" panie) dowaliła mi więc  mimochodem...
cyt."nie wiem jak można chodzić po ulicy wyglądając jak Pocahontas" częstując mnie sowicie swym pogardliwych wzrokiem.
a jej na to...cyt." wolę wyglądać jak Pocahontas,niż tak,jak wszyscy" ;)
Pani chrząknęła z dezaprobatą i odwróciła swoje wycackane oblicze...

ja się tylko pytam po co ta cała sztuczność? wypieramy dla niej swoje prawdziwe "ja",swoją osobowość. dlaczego nie poszukujemy swego indywidualnego stylu? który podkreśliłby nasze cechy. dlaczego tak bardzo boimy się wyróżniać? a może z czystego lenistwa,lepiej wskoczyć w rurki,które noszą wszyscy,niż popatrzeć,poszperać,poszukać i zastanowić się,co mnie się podoba. co lubię,czego nie,w czym dobrze się czuję i w czym uważam,że fajnie wyglądam.
gdzie kobiecy wiatr we włosach,gdzie czupurna natura niesfornej kokietki,w nieco luźniejszej garderobie?
czy wszyscy musimy chodzić jak sztywne,spięte patyki ( to chyba przez te stringi;)
gdzie swoboda? gdzie lekkość? gdzie nieodparty urok osobisty?  ehhhh....... tęsknię za takimi widokami na naszych ulicach....
uważam,że nie ma nic bardziej seksi,niż kobieca naturalność i pewność wynikająca z poczucia bycia kobiecą i tyle.
nie załatwi nam tego tona makijażu na twarzy,sztuczna pewność siebie,mega poważna mina nie gwarantuje bycia kobietą z klasą,a niewygodne,sztuczne,oklepane ciuchy nie dodadzą ci kobiecości,jeśli w środku się nią nie czujesz....tylko się spocisz;)
poza tym uważam,że w ten sposób kobiety są sztuczne do bólu,bo nie manifestują swej prawdziwej osobowości ,a po prostu się przerabiają i przebierają za kogoś innego. niejednokrotnie zapożyczając albo wymyślając sobie nawet doskonały sposób bycia... po co palnąć czasem jakaś gafę i być sobą,skoro można się nagimnastykować i wciąż udawać zawsze tą cool,super dziewczynę,którą wszyscy lubią,i tą która nigdy żadnych gaf nie popełnia,bo jest tak na czasie,że nawet stara się go przegonić.
oddech łapie dopiero w samotności.
zastanawiam się czy czasem przyjdzie jej do głowy...kurcze,ale jestem mega sztuczna,a jaka jestem naprawdę....może by tak spróbować...?
dobrze,że ja ten etap mam już za sobą...uffffffff......

DZIEWCZYNY wrzućcie na luz,szukajcie SIEBIE,nie odgapiajcie!

za tym tęsknię,tego pragnę...


                                                                                                                    źródło



resztę zdjęć znajdziecie w google wpisując boho style,natural style.nie podaję ich źródła,ponieważ go nie pamiętam.




 źródło

























widzicie na ulicy tak ubrane kobiety? bo ja ubolewam nad tym,że prawie takich nie spotykam...



niedziela, 1 lutego 2015

a na komodzie...


a na komodzie worek lniany i trochę brzozy,mała sosenka,szyszki...
prawie jak w lesie,a jak pachnie...mmm...a wieczorem ciepło świec...i czas może się zatrzymać...
ta chwila może trwać wiecznie....